piątek, 15 kwietnia 2011

SFILMOWANY ŚWIAT

fot.  Philippe Halsman

Gdy idąc ulicą widzimy jak marzenia jeżdżą tramwajami, a ochoty rowerami i nachodzi nas pewnego rodzaju niepewność i zadajemy sobie pytanie: po co nam to wszystko? Po co my o tym opowiadamy? Ludzie oddychają, śpią, jedzą, biegają, a pomiędzy tymi wszystkimi prostymi czynnościami przemyka znany wszem i wobec film. 

Film w całym swym jestestwie jako „przedpowieść” o tym co przed nami, „podpowieść” o tym czego nie robić, bo to już za nami czy też po prostu „opowieść” o tym co tu i teraz mamy. Film jako przerywnik – taka rozrywka w codzienności? Czy raczej jako towarzysz czy bliski przyjaciel, któremu w końcu uda się nam coś poradzić… W tej i to rozrywce, i to trudnej rozprawie o ludziach/miejscach/relacjach doszukujemy się nie tyle zabawy, ile pocieszenia, śmiechu przez łzy, dystansu, szukamy wrażeń, których teoretycznie brakuje nam na co dzień.

Po co sięgamy po małe kamerki czy telefony komórkowe z funkcją wideo? Co takiego chcemy zapamiętać, kiedy nagrywamy płacz naszych dzieci w czasie ich piątych urodzin? Robimy to odruchowo. Chcemy coś uwiecznić, zapisać na zaś, co by później móc na nowo to samo przeżyć. Wiadomo, że tego samego już drugi raz nie dostaniemy, ale jednak…. Chociaż troszkę. Łudzimy się, że uda nam się wrócić do minionych chwil.

                Film jako opowieść ma zwrócić naszą uwagę na jakiś problem – niekoniecznie nam bliski ani też strasznie daleki.  Problem natury metafizycznej czy też problem natury formy tak szybko się współcześnie rozwijającej. Czy tylko kształt świata jest ważny? Dobrze by było, gdyby ziemia była kulą. Ale kto wie. Tylko uczeni. Gdyby nie było naszych filmowych opowieści czy świat wyglądałby inaczej? A może rozwijałby się prężniej, ekonomiczniej bez zbędnych znaków przestankowych oczekujących chwil refleksji?

                Film i jego tytułowe jestestwo zawieszone w próżni odczuć mas, dynda sobie z zadowoleniem, kipiąc nowymi pomysłami, które jak wszyscy wiemy są zlepkami wcześniejszych pomysłów. Bo artyści to przecież rzemieślnicy umiejący w oryginalny sposób łączyć elementy wcześniej poznane. Bo ileż można stworzyć fraz o życiu? Ileż można opowiadać o kosmosie? Ileż można podświadomością szastać?  Tworzymy wciąż opowieści zwykłe i niezwykłe. Marne i prze_czyste (w formie i w moralizowaniu). Tworzymy ciągle. Opowiadamy bez końca, od kiedy tylko umieliśmy wyryć co nieco w kamieniu, zaczęliśmy snuć nasze przypowieści dla potomnych. A teraz potomni niechaj giną wśród dziwactw wyobraźni i sfingowanych sprytnie skojarzeń. A niechaj widzowie myślą i interpretują. My będziemy opowiadać.

                A wy i wasze jestestwo? Widzów jestestwo i oczekiwania? Czym dla was są te wszechogarniające opowieści, o których snuć można rozważania do rana? Po co nadal chcecie robić filmy? Oto jest pytanie. Do wszystkich tworzących i miłujących X muzę stworzoną ze słów i obrazów. 

Olga Hucko  //koordynator organizacyjny //
kiedyś chciała zbawiać świat, dzisiaj studiuje realizację obrazu filmowego, popełnia czyny karygodne filmując i opisując widziany przez siebie świat, kocha koty, kwiaty ją lubią, bo zdrowo rosną


* o fotografii Philippe Halsmana: www.swiatobrazu.pl - 100 najważniejszych zdjęć 

Brak komentarzy: