poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Solanin, Solanin i… po Solaninie?


Solanin, Solanin i… po Solaninie? Na pewno nie. Mimo, że tegoroczna edycja dobiegła końca – my zebraliśmy w trakcie jej trwania mnóstwo energii, pozwalającej pokazać jeszcze 5, 10, 20 razy, że siła kina niezależnego jest ogromna i wziąć rośnie.
Nie chcemy być zbyt patetyczni, ale podsumowania nasuwają się same. Solanin jest jeszcze młody, ma dopiero cztery lata, ale jak na ten wiek – jest dość wyrośnięty ;-) to na pewno dzięki ludziom: dzięki twórcom, którzy przysłali w tym roku rekordowe 286 filmów. To także dzięki zastępowi wolontariuszy, którzy w tym roku przyjechali do nas licznie z baaardzo odległych zakątków Polski. Tegoroczna edycja generalnie okazała się rekordowa, nie tylko pod względem ilości nadesłanych zgłoszeń. Wprowadziliśmy wiele zmian: od nowych kategorii konkursowych po przyznanie Honorowego Solanina. Wojciech Smarzowski który go odebrał, przyciągnął do kina tłumy. Ale nie tylko on. Pokazy konkursowe po raz pierwszy ( nie ostatni?) cieszyły się ogromną popularnością. Spotkania z jurorami: Joanną Kulig, Marianem Dziędzielem, Tymonem Tymańkim, Dorotą Dobrowską również przyciągały mnóstwo osób. Imprezy towarzyszące, gdzie ślemy podziękowania dla Eliasza Gramonta za jego fenomenalny Solanin Soundsystem, chłopakom z Baby Elephan and The Horse i Jam Session oraz Grzegorzowi Halamie za jego pokaz filmów.  Może to się wydać mało profesjonalne, że tak się zachwycamy ludźmi, filmami, atmosferą. Ale po pierwsze: właśnie po to tworzymy ten festiwal, a po drugie: jako osoby nieśmiało zaczynające od niewielkiego przeglądu kina niezależnego dla średnio licznego grona znajomych – mamy pełne prawo być teraz mega, ale to mega szczęśliwi. Wsparli nas muzycy, filmowcy, nawet politycy a przede wszystkim ludzie –  którzy albo kochają kino od dawna, albo (dzięki Solaninowi?) powoli się w nim zakochują. Pięć dni pokazało, że warto przez cały okrągły rok dzielić obowiązki organizatora z uczelnią, pracą, egzaminami i wszystkim innym by móc stworzyć mocnego, coraz silniejszego Solanina, który udowadnia coraz dobitniej stale: OFF TO MOC!


Subtelność centralnego ogrzewania, czyli spotkanie z Matwiejczykiem i Halamą


W ostatnim dniu Festiwalu premiera. A właściwie pokaz wersji roboczej, jeszcze pachnącej i ciepłej filmu „Piotrek Trzynastego 2”. Po projekcji w ogniu pytań stanął twórca i odtwórca jednej z ról – Piotr Matwiejczyk – wraz z aktorami: Dawidem Antkowiakiem, Andrzejem Gałłą i Pawłem Kozłem oraz Grzegorzem Halamą.
            Dlaczego w ogóle nakręcono sequel? „Piotrek trzynastego” został bardzo dobrze przyjęty przez publiczność na wielu Festiwalach, a to wszystko robi się przecież dla widzów. Dla aktorów praca na planie była po prostu świetną zabawą i mają oni nadzieję, że zebranym przed ekranami też się to udzieli. Film bowiem na ekrany kin raczej nie trafi, ale będzie doskonały na imprezie.
            Zdjęcia trwały 20 dni i dla nich ekipa zjechała pół Polski – Warszawa, Rzeszów, Kraków, Poznań, Mazury i... Nowa Sól, a nawet Konradowo. Piotr Matwiejczyk chętnie podawał ciekawostki techniczne – scenę w hali, tj. dziewiętnaście stron scenariusza nagrywano osiem godzin trzema kamerami.
            Grzegorz Halama docenił subtelność centralnego ogrzewania na naszej sali kinowej. „Rury fajnie poprowadzone”. Stwierdził, że w takiej parodii na improwizację nie ma zbyt wiele miejsca. Podał generalną zasadę: tekstu uczymy się przed graniem, nie po. Na koniec podzielił się niezbędną wiedzą o tym, gdzie w Warszawie można kupić wąsy. Do 100 złotych!

niedziela, 19 sierpnia 2012

,,Salonizatorzy”


Wywiad z Karoliną Lisowską, reż. filmu ,,Best friends”.
- Jak oceniasz tegoroczną edycję 4 Solanin Film Festiwal?
- Moim zdaniem Festiwal rośnie w siłę. Z roku na rok jest coraz lepiej.
- A jakie reakcje po ogłoszeniu werdyktu?
- Zgadzam się z nim, chociaż nie ukrywam, kilka decyzji mnie zaskoczyło.
- Pozytywnie?
- Tylko pozytywnie.
- Czego życzyć na przyszłość?
- Obecności na jubileuszowym 5 Solanin Film Festiwalu.
- Życzę!


Dziadzio mówił, że patrzę w niebo – rozmowa z Krzysztofem Machulskim


Jest pan po raz pierwszy na Festiwalu w tym mieście?
Tak, jestem w Nowej Soli po raz pierwszy. Przyjechałem późną nocą. To bardzo ładne miasto.
PKP, czy samochodem?
Udało mi się dojechać własnym samochodem (śmiech). Pochodzę z lubelskiego, ale firma ma siedzibę w Warszawie. Stąd jechaliśmy nową A2. Bardzo miło się jechało, oby szybciej budowali nam te drogi. Mam tylko sugestię dla władz, aby połączyły z nią S3, będzie jeszcze wygodniej. Ale zaznaczam, że nie jestem po raz pierwszy na Festiwalu, bo na takie imprezy często jeżdżę. Tym bardziej, że nasza firma współgra z różnymi telewizjami lokalnymi w Polsce, nie tylko agencjami produkcyjnymi. Także cała zielonogórska telewizja (RTV Lubuska – przyp. red.)jest wyposażona przez nas.
Jak zainteresowanie tematem wśród uczestników?
Ludzie pytali o to, czy można kręcić film komórką. No, wszystkim można kręcić, telewizja przyjmie wszystko.
Kilka słów o pana wykształceniu?
Dziadzio mówił, że patrzę w niebo, więc będę lotnikiem, ale ja wybrałem technikum elektroniczne. Ukończyłem także dwa Fakultety na Politechnice Lubelskiej. Drugi Fakultet był z informatyki. W ramach dyplomu musiałem napisać scenariusz, wyreżyserować i nakręcić krótki film. Dotyczył montażu elementów elektronicznych na płytkach.
Jaki był pana pierwszy aparat?
KIEV. Dostałem go od taty na Gwiazdkę. Udało się go, na szczęście, dostać w sklepie fotograficznym, bo to były czasy, kiedy nic w sklepach nie było.  Długo robiłem nim zdjęcia.
Ma pan ten aparat? Ma on dla pana wartość sentymentalną? Jest pan takim kolekcjonerem pamiątek?
Generalnie nie jestem kolekcjonerem, ale ten akurat zachowałem. Nie sprzedałem go.
Ulubiony film?
Wszystkie filmy Machulskiego (śmiech). Trudno wymienić jeden. Bardzo ciekawe są filmy Oskarowe. Np. „Jak zostać królem”. Poza tym „Różyczka” i… Z czasów socjalizmu może „Czterech pancernych i pies”. „Pszczółkę Maję” też się oglądało… (śmiech)
Marzenia na przyszłość?
Aby młodzież uczyła się jeszcze lepiej, aby więcej pozyskiwała wiedzy o świecie. Oprócz tego od jakichś 5-10 lat zastanawia mnie kwestia tego, czy nasza cywilizacja dowie się o istnieniu innej cywilizacji pozaziemskiej. To mnie intryguje. Z jednej strony chciałbym się tego dowiedzieć, a z drugiej także to zobaczyć. Jestem blisko technologii 3D, więc to byłoby ciekawe.
Ta technologia jest krytykowana…
Wiadomo, że ona kosztuje horrendalne pieniądze. Ale i tak jestem pod ogromnym wrażeniem ludzi, którzy w Polsce zrobili film 3D (Bitwa Warszawska 1920 – przyp. red.). 



Disco Polo Made in China

Miliard szczęśliwych ludzi, jak określa Maciej Bochniak, reżyser: „to bardzo luźna interpretacja, bajka. To film przygodowy, komediowy, bardziej fabuła niż dokument”. Opowiada o podróży zespołu Bayer Full do Chin. Ich celem jest zawojowanie tamtejszego rynku muzycznego. Można powiedzieć, że pokazuje historię ludzi chcących dokonać rzeczy niemożliwych. Zarówno członkowie zespołu jak i sam lider nie mają zielonego pojęcia o realiach panujących w Państwie Środka, różnicach kulturowych, a język stanowi dla nich przeszkodę większą niż cały Mur Chiński. To sprawia wrażenie, że ich wysiłki przypominają raczej porywanie się z motyką na słońce. Pierwsze zaskoczenie? Gdy przekonujemy się, że muzyka Disco Polo, która w Polsce stanowi raczej obiektem kpin – w Chinach cieszy się ogromną popularnością i szacunkiem w środowisku muzycznym. Niespodzianek jest jednak więcej. Zespół wykonujący „Majteczki w kropeczki” nie tylko stał się popularny, ale też podpisał ( choć nie bez komplikacji) kontrakt na wydanie 67 milionów płyt. Wiara czyni cuda?
Sam film jest dość lekki. Od samego początku dostarcza widzom powodów do śmiechu a przy tym nie pozwala oderwać od niego oczu – każdy chce wiedzieć – uda się czy nie? Maciejowi Bochniakowi udało na pewno.




Małgorzata Bańdziak, Aleksandra Czubkowska